piątek, 4 kwietnia 2014

Rozdział 8

Od domu dzieliło mnie zaledwie parę przystanków. Oparłam czoło o szybę autobusu obserwując ludzi na zewnątrz. Zadziwiała mnie ich beztroska. Często gdy leżałam w altance myślałam, co zrobię gdy będę dorosła. Życie jak do tej pory minęło mi strasznie szybko, a większość tego co przeżyłam to były złe chwile. Wspomnienia w których zawsze byłam sama. Bez nikogo kto zechciałby ze mną porozmawiać, o czymkolwiek. Czasem myślałam jak poradzę sobie jako dorosła. Czy będę w stanie odejść, zadbać o siebie i o Gremlina. Rzadko kiedy bywałam w szkole. Z powodu częstego nie przygotowania i relacji z całym tym zasranym światem. Nikt nie rozumiał że nie często była w domu okazja do tego aby przygotować się. Ja sama przeważnie nie miałam na to już siły, wątpię abym dostała się do dobrej szkoły albo przynajmniej skończyła szkołę średnią. Życie uciekało mi między palcami, bez powrotu zanika każda sekunda a nikt nic na to nie poradzi. Nasz organizm w kontakcie ze światem sam doprowadza się do zniszczenia, starość jest chyba najgorszym co przytrafia się każdemu z nas. Jest widmem dawnych utraconych lat i odbiciem ich wspomnień. Samotność i rozmyślanie nad czasami gdy mogło się wszystko, nad sytuacjami które rozegralibyśmy inaczej. Właśnie to był powód mojego zdziwienia beztroska ludzi, ich oddalanie od siebie smutnej prawdy, walka z naturalną kolejnością zdarzeń. Westchnęłam z lekkim politowaniem. Prawda była taka że zazdrościłam każdemu z tych ludzi. Tego że idąc rozmawia z kimś, idzie pewnie nie łamiąc się przed spojrzeniami, nie czuje strachu praktycznie przed niczym. Ja nigdy tak nie potrafiłam. O mały włos przegapiłabym swój przystanek. Wyszłam na zewnątrz. Rześki ale nie lodowaty wiatr sprawił że na krótką chwile zawiesiłam wszystkie myśli. Okolica była nie przyjemna. Mieściła się na skraju lasu i było to miejsce dobre dla pijaków. Ciasne mieszkania mieściły się w 4 piętrowych blokach, całych umazanych sprejami. Jeden mały market i jeden mały nocny. Właściciele obu tych sklepów mieszkali poza tą dzielnicą, nic dziwnego w końcu każdy ostatnie pieniądze zostawiał w albo jednym albo drugim sklepie to też właściciele nie musieli martwić się o brak pieniędzy. Mogli więc pozwolić sobie na mieszkanie w centrum miasta. W powietrzu unosił się zapach spalenizny. Zarówno bezdomni jak i ludzie w domach palili w piecach czymkolwiek, nikogo nie było stać na węgiel czy drzewo, więc o tej porze liczba dymiących na czarno kominów i ognisk tworzonych przez bezdomnych, rosła. Ulice i chodniki, na których wraz z wiatrem unosiły się lżejsze śmieci. Ruszyłam jedną z tych ulic do mojego bloku. Najpierw zobaczę co zastanę a dopiero później zejdę po psa. Nie chcę go narażać na nie przyjemne sytuacje. Mój blok był drugi w kolejności od ulicy i przystanku. Doszłam więc o wiele za szybko niż bym tego chciała... Stałam przed drzwiami mieszkania. Wdech i wydech. Otwarłam drzwi. Przed pokój był w miarę posprzątany. Nie walały się kłęby psiej sierści ponieważ psa nie było w mieszkaniu. Mama była w domu. Jej znoszona stęchła kurtka wisiała na wieszaku. Ostrożnie odwiesiłam swoją nową kurtkę. i zdjęłam buty. Zatrzymałam się przed drzwiami mojego pokoju. Byłam świadoma tego co mogę tam zastać. Pchnęła drzwi i uspokoiłam się. Pościel była wyrzucona a na miejscu mojego łóżka stał dmuchany materac. Oprócz kurzu którego nie miał kto zetrzeć było czysto. Miałam nowe miejsce do spania i zmienioną pościel. Woreczek ze szczoteczką do zębów, pastą i grzebieniem położyłam na biurku. Jak zawsze poruszałam się wyjątkowo cicho. To bardzo dobrze, bałam się że odzwyczaję się od tego. Znałam miejsca w których podłoga skrzypiała, znałam miejsce w którym żyłam. Uczyłam się w nim żyć, tak aby nie przeszkadzać i nie rzucać się w oczy.. Wyszłam z pokoju i poszłam zobaczyć mamę. Nie była zalana. Siedziała na wersalce wspierając głowę dłońmi. Na stole leżała popielniczka pełna petów i tylko dwie butelki piwa. Podniosła głowę. Jej spojrzenie było zimne, beznamiętne. Sposób w jaki na mnie spojrzała uświadomił mi, że tliła się we mnie cicha nadzieja iż okaże mi to co okazują inne matki, albo chociaż zwykłą troskę. Uświadomiła mi to w momencie gdy ta nadzieja prysła. 
- Jesteś wreszcie. - Jej oziębły surowy głos zadźwięczał w mojej głowie i orzeźwił jak wiadro lodowatej wody. Patrzyłam się w nią tempo. Chciałam jej powiedzieć że ją kocham albo że brakowało mi jej, ale nas dwie łączyło tylko mieszkanie. Obie wzajemnie sobie pomagałyśmy. Ona dawała mi miejsce do spania miejsce gdzie żyję, a ja opiekowałam się nią. Żadna z nas chyba nie wiedziała co więcej powiedzieć. Chciałam zapytać czy jest głodna ale mało mnie to obchodziło. Nie zależnie od tego jak bardzo mało mi na tym zależało to musiałam załatwić jedzenie. Przytaknęłam głową po czym wyszłam z pokoju, z nie wyobrażalną ulgą. Nie było awantury i dzisiaj chyba już nie będzie. Mięśnie rozluźniły nie co swoje napięcie, dopiero teraz poczułam że w ogóle w nim były. Założyłam buty które dostałam od sąsiadki i wyszłam z mieszkania. Zeszłam na dół do mieszkania sąsiadki po mojego psa. Zapukałam. Po chwili starsza kobieta otworzyła mi drzwi. 
- Dzień dobry. - Powiedziałam potulnym głosem.
- Dzień dobry Mina, wejdź proszę. - Starsza pani zaprosiła mnie do środka. Była jedyną osobą na którą liczyłam chodź trochę. Nie lubiła mnie. Po prostu znała mamę. Nie wiem dlaczego ona jedna mi pomagała nie chciałam tego wiedzieć. Ale ta pani zapewniała nam ubrania na zimę oraz lato, i bywało że czasem jedzenie. Bogu dzięki że nigdy nie zawiadomiła opieki. Starsza pani chyba w ten sposób wypełniała swój czas ale nigdy nie zagłębiła się ze mną w bliższą rozmowę. Nie pytała czy lepiej się czuje. Było by to głupie pytanie. Przekroczyłam próg jej mieszkania i z kuchni od razu wyskoczył Gremlin. Przytuliłam go mocno do siebie i trzymałam do puki sam się nie cofnął. Radość w jego oczach sprawiła że ta krótka chwila zdawała się ciągnąć znacznie dłużej. 
- Gremlin już jadł. Poczekaj tu zapakuję wam coś. - Staruszka podreptała do kuchni a ja jeszcze witałam się z przyjacielem.
***

wtorek, 25 marca 2014

Rozdział 7

- Wstawaj, dzisiaj twój dzień... - Otworzyłam oczy. Przez krótką chwilę mój wzrok przyzwyczajał się do jasnego pomieszczenia. Kobiecy melodyjny głos stawał się coraz wyraźniejszy i po chwili dostrzegłam jej zarys. Była to dobrze znana mi zawsze piękna pielęgniarka. Szybko odzyskałam trzeźwość, przez te parę dni kiedy tu leżałam, spałam bardzo intensywnie. Nie zdarzało mi się to w domu ze względu na różne fanaberie mojej mamy. Moja mama była zaprawiona w piciu, ale czasem bywało że musiałam zająć się nią. Na przykład kiedy wymiotowała albo gdy jej kac stawał się zbyt bolesny musiałam dać jej jeść i bardziej niż zwykle schodzić z drogi. Kobieta trzymała w ręku tacę na której leżały tradycyjne kanapki z serem i szynką, oraz kubek herbaty. Usiadłam. 
- Dzisiaj stąd wychodzę ? - Zapytałam lekko załamanym głosem. Powrót do szarej codzienności stał się bliższy niż do tej pory, uczucie to było jak bolesne uderzenie głową o ścianę. Skinęła potwierdzająco głową jednocześnie odkładając tacę z jedzeniem. Wbiłam wzrok w zegar wiszący na ścianie. 8.30, ósmy październik, niedziela. 
- Wyglądasz dużo lepiej niż w noc gdy cię przywieźli. Jak się czujesz ? - Zapytała dźwięcznym fachowym głosem. Czułam się dobrze. Wyspana, i najedzona, czysta pościel i świadomość że za ścianą nic złego mnie nie spotka. Do szczęścia brakowało mi tylko Gremlina. 
- Tak. - Posłała mi najszerszy uśmiech jaki dotąd widziałam. Na krótką chwilkę wlepiłam w nią zdumione oczy, ale na szczęście nie zauważyła tego. Wyszła. Trzy kanapki zniknęły równie szybko jak się pojawiły i to samo można powiedzieć o herbacie. Za bardzo się rozleniwiłam. To źle, to bardzo niedobrze. Zamknęłam oczy aby chwilę pomyśleć. Nie wiedzieć czemu, ale pobyt w tym miejscu wyszedł mi na dobre. Chciałam zapomnieć o powodzie dla którego tu jestem, ale wraz z myślą że potrzebowałam tego pobytu wspomnienia wróciły wywołując skurcz mięśni i mdłości. Ogarnęła mnie panika. Wracałam w tamto miejsce. Mam nadzieję że mama zabrała krew nie chciałam jej widzieć. Scena w której wchodzę do swojego zakrwawionego pokoju, łóżko które zostało jeszcze po tamtej nocy stanęły mi teraz przed oczyma. Wsparłam głowę rękom. Nagły spokój który przychodził zwykle po ataku paniki sprawił że położyłam się i otuliłam kołdrą. Gremlin, dzisiaj zobaczę mojego psa. To był wystarczający powód dla którego nie mogłam się mazgaić. Ten pies miał ze mną wiele wspólnego. To ja go znalazłam i zajęłam się nim. Jego też nie chcieli on też radził sobie sam. Już mnie nie zostawił, gdy płakałam przychodził do mnie kładąc mi się na kolanach i wpatrując swoimi rozumiejącymi oczyma. Jest tym który nigdy nie zrobił mi krzywdy. Nie zawiodę go, tak jak kiedyś zrobił to ktoś inny zostawiając go na własną pastwę. Coś poruszyło się przy mnie. Wzdrygnęłam się i szybko wstałam. Niska znana mi blondynka. Przyniosła w ręku ku mojemu zdziwieniu nowe ubrania.
***
 W tym momencie zgłupiałam. Stanęłam jak ciele z tępym wyrazem twarzy. 
- Sąsiadka podrzuciła je nam kiedy spałaś. - Życzliwość w jej głosie była szczera aż do złudzenia. Niepewnie sięgnęłam po poskładane w kostkę ubrania. 
- Odłóż je na łóżko. Ściągnę ci welforn i przebierzesz się na spokojnie. - Powiedziała zanim zdążyłam im się przyjrzeć. Momentalnie wykonałam polecenie. Sięgnęła po moją rękę i i szybkim ruchem zdjęła plaster wraz ze strzykawką do której podawano kroplówkę. Przetarła rankę wacikiem.
- Przytrzymaj go chwilkę w zgięciu ręki i ubierz się na spokojnie. Jak będziesz gotowa to zejdź do recepcji. - Jasne polecenie wydane urzędowym tonem. Gdy tylko zamknęła za sobą drzwi gwałtownie sięgnęłam po ubrania leżące obok. Były to przylegające do ciała szarawe rurki, czarna koszulka na ramiączkach, szara bluza z napisem London, białe proste majtki i stanik do kompletu oraz para czarnych skarpetek, a na samym dole czarna skóra z modnymi ćwiekami i guzikami, przy ubraniach leżała reklamówka z ocieplanymi butami za kostki i z ćwiekami idealne na tę poreroku . Nowe ubrania były mi bardzo potrzebne, ale nie stać mnie było na ich zakup. Chodziłam w znoszonych, przetartych spodniach, wyblakłych bluzkach, miałam jeden cienki sweterek oraz wiekową wiatrówkę. W sumie 3  zdarte dżinsy, 4 znoszone koszulki z krótkim rękawem, 1 sweterek i 2 grube bluzy na zimę i 1 parę szarych trampek. Zabrałam ubrania do łazienki wraz z podarowanymi mi przez pielęgniarkę szczotką do włosów i szczoteczką do zębów. Byłam wdzięczna sąsiadce za ten gest. Do szpitala trafiłam w zakrwawionej pidżamie która pewnie została wyrzucona. Nigdy nie było by mnie stać na takie ubrania. Umyłam zęby nie patrząc w lustro i rozczesałam włosy. Nie spięłam ich. Szczoteczki i pastę zapakowałam do jednorazówki po trampkach. Ostatni wdech i wyszłam z sali. Przemierzyłam korytarz aż do schodów które prowadziły na parter na następnie podeszłam do recepcji przy której stała moja pielęgniarka. Uśmiechnęła się.
- Możesz już iść. Uważaj na siebie. - Powiedziała z uśmiechem. Nie musiałam wypełniać żadnych papierów ani wyjść z osobą dorosłą ? Nie zastanawiałam się głębiej, bo gdybym musiała to robić miałabym spory problem.. z osobą dorosłą. Była to pewnie zasługa policjanta. Życiowy człowiek. Pomyślałam. 
- Do widzenia... Dziękuje. - Powiedziałam wdzięcznym głosem w którym czuć było wielką ulgę. Wychodząc zdobyłam się na niewielki uśmiech. Ruszyłam w kierunku przystanku. Głowę miałam spuszczoną, wpatrywałam się w chodnik. Źle znosiłam ruchliwe ulice i kontakt wzrokowy z przechodniami. Sprawiało mi to dyskomfort. Autobus na który czekałam podjechał niemalże od razu gdy stanęłam na przystanku. Oby tylko nie sprawdzali biletów. Pomyślałam. Zawsze jeździłam na gapę. zajęłam miejsce na samym końcu. Wracałam do domu. Serce ponownie zrobiło mi się ciężkie a skórę owiał chłód. Dam radę. Usiłowałam dodać sobie otuchy i nie myśleć o tym co zastanę. Skupiłam się na myśleniu o moim psie. On też odpoczął. Sąsiadka pewnie zapewniła mu dobre warunki, a teraz oboje wracamy do życia do którego przywykliśmy. 
***

niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 6

Oczy na krótką chwilę przeszły mi mgłą i lekko zakręciło mi się w głowie. Przez zamglone oczy widziałam jak podchodzi coraz bliżej mnie aż w końcu jak siada na krześle na którym wcześniej siedziała pielęgniarka. 
- Słyszałem że lepiej się już czujesz. Nie ma więc teraz przeszkód abyś nie mogła odpowiedzieć mi na pytania. - Powiedział z prawie nie wyczuwalnym tryumfem w głosie. Ubrany był po cywilnemu i tym razem był sam. Te same lustrujące chłodne oczy napawały mnie coraz większym przerażeniem. 
- Opowiedz mi co wydarzyło się w noc z 5 na 6 października. - Powiedział urzędowym tonem. Milczałam. W głowie przewijały mi się obrazy z tamtej nocy. Tak bardzo nienawidzę mężczyzny przez którego muszę teraz przechodzić przez to wszystko. Dyskomfort sprawił mi nawet prysznic. Mimo iż mieli ciepłą wodę i czystą łazienkę czułam do siebie wstręt. Najchętniej teraz sama uderzyłabym głową o ścianę. To jak wyglądałam ile radości sprawiało to ludziom dookoła mogli śmiało podbudować się na mnie. Dostrzegałam każdą drwinę która padła na mnie z ust matki rówieśników sąsiadów.. a nawet pielęgniarki. Ciężko było mi uwierzyć w to że byłam w stanie się obronić. Nawet nie pamiętam tego w jaki sposób zmogłam się w sobie wtedy. Pamiętam wszystko inne od momentu kiedy wstałam do momentu kiedy obudziłam się w szpitalu ale z momentu obrony pamiętam tylko chwilę w której sięgnęłam po ramkę. Tak jakby ktoś wymazał część wspomnień. Nie patrzyłam na policjanta. Wzrok miałam wbity w prześcieradło.
- Więc.. - Powiedział zniecierpliwiony. Wyglądał na człowieka który zawsze dosięga swego. Nie odezwałam się. Nie będę mu nic opowiadać. Żeby zabrali mnie z domu w którym nauczyłam się żyć ? I tak cię zabiorą. Odezwał się cichy głos w mojej głowie. Przerażenie zacisnęło mi się w gardle. 
- Jestem tu po cywilnemu i nikt nie wie o tej rozmowie. Na pewno uda nam się dojść do porozumienia. 
- Czemu tak panu zależy na moich zeznaniach ? - Wyrwało się ze mnie zanim zdążyłam się zastanowić nad tym co mówię. Żałuję że nie ugryzłam się w język ale coś tu nie pasowało. W miejscu takim jak to w którym mieszkałam a zwłaszcza w najgorszych jego dzielnicach podobnych do tej w której mieszkałam często działy się podobne przypadki. Nawet ktoś kto nie oglądał telewizji i nie czytał gazet mógł być na bieżąco choćby stojąc na przystanku i wsłuchując się w rozmowę ludzi. 
- Ten człowiek był dobrze znany policji z innych poważniejszych przestępstw poszukiwany listem gończym w całej Europie. Twoje zeznania są bardzo istotne. - Był lekko zdziwiony moim pytaniem. Chyba tak jak większość osób nie podejrzewał mnie o jakiekolwiek logiczne myślenie. Prawdę mówiąc sama rzadko kiedy się o nie podejrzewałam. 
- Skoro był tak niebezpieczny jakim cudem zdołał swobodnie się poruszać ? - Znowu palnęłam zanim pomyślałam. Skup się. Powiedziałam do siebie w myślach. 
- Właśnie to próbuje ustalić.
- Przykro mi ale nie pamiętam. - W końcu powiedziałam coś przemyślanie. 
- Kłamiesz. Myślisz że jestem głupi ? Spotykałem się w życiu z lepszymi kłamcami a ty nie potrafisz być przekonująca. - Powiedział to tak pewnie jakby wiedział dokładnie krok po kroku co się działo a ja miałam to tylko potwierdzić. Nie wątpię że spotkał w życiu lepszych kłamców. Ale do tej pory dobrze mi to wychodziło na przykład w szkole. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. 
- Czego się boisz ? I nie kłam tym razem widzę twoją panikę. - Miał całkowitą rację w głowie przewijało mi się mnóstwo różnych wydarzeń ich konsekwencji i skutków a każda jedna myśl przerażała mnie bardziej niż poprzednia. Wzięłam głęboki wdech. Nie wykręcę się już. Nie mam nic do stracenia.
- Nie chcę żeby zabrali mnie z domu. - Powiedziałam cicho unikając wzroku policjanta. 
- Chcesz zostać w domu w którym tyle cię spotkało ? - W jego głosie nie było zdziwienia a w ręcz zrozumienie.
- Nie mogę odejść. - Powiedziałam pewnie. Nie mogłam. Nie chciałam na nowo uczyć się żyć w nowym miejscu. 
- Może w innej rodzinie będzie ci lepiej ? - Powiedział mimowolnie.
- Nie chce tego sprawdzać nie możecie mnie zabrać z domu. - Powiedziałam to na skraju płaczu.
- Możemy. Ale to nie nam decydować o cudzym życiu. - Powiedział ze zrozumieniem. Coś skłoniło mnie żeby spojrzeć na niego. Jego oczy skierowane były na mnie i chłodne spojrzenie nie było już tak beznamiętne. 
- Po wyjściu stąd wrócisz do domu masz moje słowo. A teraz opowiedz mi co wydarzyło się z nocy z 5 na 6 października. - Beznamiętne spojrzenie i głos wróciły. Jego słowa zaczęły napełniać mnie ulgą. Gonitwa myśli powoli ustawała zostawiając po sobie błogie wyciszenie. 
- Wszystko będzie jak dawniej ? - Zapytałam dla potwierdzenia. 
- Tak, jeżeli odpowiesz mi na pytanie. - Opowiedziałam mu wszystko tak dokładnie jak tylko pamiętałam. Chwilami wracało napięcie. Nie zadawał żadnych dodatkowych pytań za co byłam mu wdzięczna. Raz tylko przeszkodziła nam pielęgniarka która przyszła aby zmienić kroplówkę. Ani się obejrzałam a za oknem było już ciemno. Gdy skończyłam opowiadać podziękował i wyszedł. Zostałam sama. Ulgę jaką odczuwałam zakłócały tylko rozdrapane wspomnienia. Nie myślałam przez chwilę o niczym. Większość moich problemów na następne dni znikło. 
- Jutro już cię wypiszemy. - Do rzeczywistości przywrócił mnie melodyjny głos pielęgniarki. Przyniosła mi kanapki i kubek herbaty. Zostawiła tacę i wyszła. Byłam zmęczona, zjadłam wszystkie kanapki jakie leżały na talerzu. Nigdy nie marnowałam jedzenia. Położyłam się, przez chwile zastanawiałam się jak będzie wyglądać reakcja mamy ale zanim doszłam do jakichś wniosków i ewentualnego planu postępowania zasnęłam.
***
                                                                       

niedziela, 9 marca 2014

Rozdział 5

Nie pamiętałam, kiedy zasnęłam, ale po raz pierwszy od dłuższego czasu naprawdę się wyspałam. Leżałam chwilę na łóżku nie myśląc kompletnie o niczym. Nie chciałam się teraz zastanawiać, co będzie, kiedy mnie wypiszą. Spojrzałam za okno, było ciepło jak na październik. Spowite chmurami niebo, przez które wpadały promienie słońca. To była moja ulubiona pogoda, pozbawiona rażącego światła, ale jasna i ciepła. Zatrzymałam wzrok na tarczy zegara. 12.00. Czułam się lepiej niż wtedy, gdy kładłam się spać. Ból i napięcie mięśni oraz mdłości ustąpiły nieco. To było pewnie zasługom porządnego odpoczynku. Spokój przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Do sali, w której leżałam weszła blond włosa pielęgniarka. Szła cicho nie będąc pewna czy dalej śpię. Podniosłam się do pozycji siedzącej. Uśmiechnęła się ciepło. Zastanawiam się jak okropnie muszę teraz wyglądać. Pewnie jeszcze gorzej niż, na co dzień skoro wywołałam uśmiech na jej twarzy. Spuściłam wzrok.
- Długo spałaś. - Powiedziała melodyjnym głosem. Usiadła na krześle, które stało obok mojego łóżka. Spojrzałam na nią pytająco - Spałaś cały dzień dzisiaj jest 7 październik. Jak się czujesz? Musieliśmy podpiąć ci kroplówkę byłaś bardzo odwodniona. - Dostrzegłam przewód biegnący z zgięcia mojej ręki. Musiałam być naprawdę zmęczona skoro nie poczułam jak ją zakładają. Prawda była taka, że czułam się znacznie lepiej, ale nie chciałam jej tego mówić muszę zostać tu jak najdłużej. Zastanawiałam się czy widać po mnie poprawę.
- Trochę lepiej. Ale ciągle mi nie dobrze. - Mdłości ustały prawie całkowicie, ale nic lepszego nie przyszło mi do głowy.
- To dobrze. Wyglądasz już troszkę lepiej, zaraz przyniosę ci coś do jedzenia. - W tonie jej mówienia nie wychwyciłam złośliwości, a jednak nie podobał mi się sposób, w jaki mi się przyglądała. Jej spojrzenie było gardzące. Skinęłam głową. - Jeżeli wszystko będzie dobrze to już po jutrze cię stąd wypiszemy. - Posłała mi ostatni mylny uśmiech i wyszła. Po jutrze wyjdę.. Ciekawe czy mama sobie radzi. Nie wiedziałam, co z nią. Pewnie była zła za zamieszanie. Naprzeciw mojego łóżka wisiało małe prostokątne lustro. Nie zauważyłam go wcześniej. Wyprostowałam się, aby móc się w nim zobaczyć. Był to wielki błąd. Powinnam była w ogóle nie patrzeć w tamtym kierunku. Ubrana byłam w białą szpitalną pidżamę. Moje długie włosy przypominały strzechę, na twarzy i szyi miałam paru dniowe żółtawe siniaki, oczy mimo wypoczynku były mocno podkrążone i spuchnięte. Łzy napłynęły mi do oczu. Tak bardzo nienawidzę tego widoku. Więc czemu tam spojrzałam? Nigdy więcej tam nie spojrzysz. Powiedziałam do siebie w duchu i otarłam łzy rękom, która była ozdobiona kolejnymi siniakami. Drzwi znowu się otworzyły i weszła moja znajoma pielęgniarka ze swoim tradycyjnym uśmiechem. W rękach niosła tacę, na której postawiony był talerz z kanapkami i kubek herbaty. Położyła ją na stole, przy którym stało krzesło.
- Przy talerzu masz tabletki na mdłości, weź je jak zjesz i popij. - Wyszła kończąc to zdanie. Wyciągnęłam rękę po jedną kanapkę. Była z żółtym serem. Nawet nie zauważyłam, kiedy zjadłam wszystkie trzy kromki, które leżały na talerzu. Wzięłam tabletki i popiłam je kubkiem herbaty. W kącie pokoju dostrzegłam drzwi, na których widniał napis WC. Wstałam i zabrałam ze sobą wieszak, na którym była powieszona kroplówka. W łazience bardzo dokładnie unikałam wpatrywania się we wszystko, co może pokazać mi moje odbicie. Ubikacja i prysznic specjalnie przystosowane dla osób nie pełnosprawnych i papierowe ręczniki przy umywalce. Skorzystałam z łazienki i usiłowałam, choć trochę poprawić swój wygląd, ale nie miałam tu nawet szczoteczki do zębów.. Do sali ktoś wszedł.
- Jesteś tu ? - Pielęgniarka przyszła zabrać tace.
- Tu jestem. - Powiedziałam głosem, który nie wyrażał kompletnie nic. Weszła do łazienki. Stałam przy umywalce. Podeszła do mnie. Chciała coś powiedzieć, ale ją uprzedziłam. - Dostanę jakiś grzebień i szczoteczkę do zębów ? - Mój głos dosłownie zanikał.
- Oczywiście. - Powiedziała trochę zaskoczona. Była bardzo zadbana wręcz perfekcyjna. Kiedy mnie zobaczyła pewnie myślała, że dla mnie nie liczy się wygląd. Prawda była taka, że zawsze chciałam ładnie wyglądać, ale moja twarz i ciało mi to uniemożliwiały. Starałam się jakoś to poprawić, ale z bardzo marnym skutkiem. Zanim skończyłam swój wewnętrzny monolog wyszła. Zacisnęłam pięści. Tak bardzo chciałabym wyglądać jak ona. Gdybym była ładna miałabym przynajmniej jakichś przyjaciół nie byłabym sama. Sama ze sobą... Przypomniały mi się czasy, w których jako mała dziewczynka na głos mówiłam do siebie. Teraz już tego nie robię. Za dużo zmartwień i myśli przetacza się przez moją głowę żeby móc rozmawiać. Od czasu do czasu zdarzy mi się powiedzieć w myślach jakieś zdanie, ale bardzo rzadko.
- Hej wszystko w porządku ? - Pielęgniarka lekko potrząsała moim ramieniem.
- Tak... Zamyśliłam się tylko. - Wzięłam od niej zapakowaną szczoteczkę do zębów i grzebień.
- Kupiłam w sklepiku na parterze. - Powiedziała z uśmiechem i wyszła równie nagle, co się pojawiła. W opakowaniu z grzebieniem był komplet gumek do włosów wyjęłam grzebień i jedną gumkę i rozczesałam skołtunione włosy. Długo to trwało, ponieważ z natury były bardzo gęste i spięłam je w kitkę. Pasta również była zapakowana wraz ze szczoteczką. Dokładnie umyłam zęby i spłukałam ciało pod prysznicem. Mieli ciepłą wodę. Założyłam szpitalną piżamę, którą położyłam na małej szklanej półce. Położyłam się z powrotem do łóżka. Ciekawiło mnie czy rozczesana i umyta wyglądam lepiej, ale nie miałam odwagi sprawdzić.
- Mina, masz gościa. - Pielęgniarka stanęła w drzwiach. Spojrzałam na nią pytająco. W drzwiach stanął policjant z blizną...

***