Nie miałam ochoty opuszczać łóżka doskonale wiedziałam,
wiedziałam co zobaczę
po przekroczeniu progu mojego pokoju który był dla mnie
jedynym spokojnym miejscem w domu.
Wstawałam bardzo wcześnie żeby uniknąć
awantury. Narzuciłam na siebie bluzę żeby nie zmarznąć.
W całym mieszkaniu panował chłód ponieważ moja matka wolała
wydawać pieniądze na swoich gachów
i wódkę niż na rachunki. Wyjęłam z szafki znoszone
dżinsy, czarny podkoszulek, czarny zwiewny sweterek
i bieliznę po czym bezszelestnie podreptałam do łazienki. W
przedpokoju panował półmrok, a brudne ściany
odpychały swoim wyglądem. W powietrzu unosił się zapach
papierosów. Weszłam do łazienki zrzuciłam z siebie ubranie po czym weszłam pod
prysznic. Byłam przyzwyczajona do lodowatej wody. Nauczyłam się nawet
relaksować pod nią. Rano ten relaks był mi najbardziej potrzebny. Dokładnie
wytarłam się i ubrałam bieliznę. Umyłam zęby. Moją twarz po wczorajszym
wieczorze zdobiły kolejne siniaki. Nałożyłam trochę pudru na twarz aby je
ukryć. Puder lekko poprawił sytuację ale nadal były one mocno
widoczne. Nienawidziłam swojego odbicia za każdym razem
gdy spoglądałam w lustro miałam ochotę je rozbić, dlatego też praktycznie
unikałam tego. W głowie zabrzmiał mi szyderczy głos moich rówieśników. Nigdy
mnie nie akceptowali a siniaki dawały im tylko kolejne powody do drwin. W
łazience jak i w reszcie mieszkania panował syf. Ubrania mojej matki i sierść
psa były dosłownie w całym mieszkaniu za wyjątkiem mojego pokoju. Ubrałam
się. Wzięłam głęboki wdech i wydech, tak dawałam sobie znać że
dzień zaczął się na dobre. Równie cicho co za pierwszym razem wyszłam
z łazienki. Minęłam załom przedpokoju. Zajrzałam do dużego pokoju. Moja
matka leżała pijana na tapczanie, na stole i podłodze leżały poste butelki po
alkoholu a popielniczki były po brzegi wypełnione petami. Jeden nawet jeszcze
dymił. Wyszłam stąpając na palcach. Gdyby się obudziła kazała by mi przynieść
sobie kolejne butelki, po czym zaczęła by mnie obrażać że w mieszkaniu panuje
wszechobecny bałagan który z resztą sama tworzy. Jest jak zaraza, gdy tylko się
pojawi przynosi ze sobą syf i smród. Złożyłam rozkładany fotel który służył mi
za łóżko. Mój pokój był jedynym czystym miejscem w całym domu. Kiedyś
starałam się sprzątać całe mieszkanie ale przy podejściu mojej
mamy była to syzyfowa praca więc zrezygnowałam. W pokoju założyłam
moją wiatrówkę w kolorze moro i wyszłam do przedpokoju. Mój pies Gremlin
już czekał pod drzwiami. Nawet on nauczył się zachowywać cicho. Nie zaczął
szczekać jak to zwykły robić inne psy na widok pani. Podniósł tylko wzrok
i zamerdał ogonem. Przytuliłam go założyłam moje trampki, po czym wzięłam
psa na ręce. Zamknęłam drzwi na klucz i zeszłam po schodach na dół. Dopiero
wtedy go puściłam. Gremlin był posłusznym psem i szybko się uczył. Nawet jeżeli
podbiegał do kogoś przywitać się, to wracał od razu gdy tylko spostrzegł że się
oddalam. Nie lubiłam zostawiać go z moją matką, była skrajnie
nie odpowiedzialna, kiedyś na jednej ze swoich pijackich zabaw upiła go.
Gdy wracaliśmy s powrotem do domu zobaczyłam panią Wiesie. Była dobrą
znajomą mojej babci, mieszkała piętro niżej. Gdy byłam mała często zostawałam
pod jej opieką. Wiedziała że moja matka pije tak jak z resztą całe osiedle ona
też o tym wiedziała. Ale jako jedyna postrzegała mnie jako normalną. Inni
sąsiedzi uważali że jestem taka sama jak moja matka. Nie chciałam żeby
zobaczyła moje siniaki więc szybko założyłam kaptur żeby mnie nie poznała.
Udało się. Kiedy tylko oddaliła się na bezpieczną odległość pobiegłam z psem na
rękach na trzecie piętro na którym mieszkałam. Otworzyłam drzwi
i położyłam psa na podłodze. od razu pobiegł do mojego pokoju.
Wiedziałam co oznaczało to zachowanie.
- Gdzie się znowu włóczyłaś ?! Suka nigdy cie nie ma
kiedy jesteś potrzebna. - Głos mojej matki dobiegał z kuchni. Pewnie wstała i
chciała znowu się napić ale nie znalazła butelek.
- Z psem musiałam wyjść. - Odwarknęłam jej i poszłam do
kuchni nalać psu wodę. Woda stała w moim pokoju żeby pod moją nieobecność nie
podpadł mojej matce.
- Gdzie się kurwa włóczysz kiedy do ciebie mówię
?! I jakim ty tonem do mnie gówniaro mówisz jesteś na moim utrzymaniu i masz
mówić do mnie z szacunkiem. - Nie ma nic przyjemniejszego z rana niż urażona duma
nałogowej alkoholiczki.
- Każdy na szacunek musi sobie zasłużyć a ty ?! Mieszkanie
zapewnia nam gmina nie potrafisz zapłacić nawet za gaz, wodę i światło tylko to
musisz opłacać bo obiady też mamy przydzielone ! - Nie wytrzymałam.
Rozdrażniłam ją jeszcze bardziej niż była. Nie potrafiłam zapanować nad
słowami, nie zauważyłam kiedy zaczęłam płakać ale teraz
łzy ściekały mi stróżkami po twarzy. Słyszałam jak idzie chwiejnym
krokiem do przed pokoju ale nic nie mogłam zrobić. Jedyne co pozostało mi
zrobić to zacisnąć pięści i cieszyć że Gremlin jest zamknięty w moim pokoju i
przynajmniej jemu się nie oberwie. Przez krótki moment czas zdawał się płynąć w
zwolnionym tempie. Z tego stanu wyrwał mnie policzek słyszałam co do mnie
krzyczała...
- Ty kurwo nie pasuje ci coś ?! To wypierdalaj ! Tylko gdzie
? Twój pierdolony ojciec zostawił mnie bo ty się suko urodziłaś powinnaś być
wdzięczna że cię tu trzymam chyba że wolisz trafić do bidula tylko że nikt nie
zechce dziecka z tak żadną mordą !!! - Kopnęła mnie. Osunęłam się na ziemię a
ona kopnęła mnie jeszcze trzy razy. Wiedziałam że miała rację. Ojciec mnie
nienawidzi, Gdyby nie ja to nie mieszkałaby w tej melinie tylko z ojcem w
normalnym mieszkaniu nie piła by i mieli by dziecko które by kochali. Które
byłoby piękne miało dużo przyjaciół i dobre oceny. Jej krzyk ból
który czułam kiedy biła mnie po twarzy i kopała po
brzuchu... wszystko to sprawiało że czas niebezpiecznie spowolnił.
Nale przestała. Splunęła na mnie i poszła do pokoju. Przemogłam się w sobie
żeby wstać. Najszybciej jak tylko umiałam wybiegłam z domu. Był piątek miałam
iść do szkoły ale darowałam to sobie. Nie miałam już siły żeby jeszcze słuchać
docinek moich "kolegów". Biegłam przed siebie w jedyne miejsce o
którym wiem tylko ja. Wbiegłam do lasu przeszłam po złamanym drzewie które
łączyło oba brzegi rzeczki była ona dosyć głęboka a jej brzegi strome dlatego
nikt tam nie chodził nawet dzieciaki które chciały zrobić sobie wagary.
Po drugiej stronie tej rzeki nie było już ścieżek. Mniej więcej 20
minut drogi od rzeki znajdowała się altanka. Podobno kiedyś zakopywał tu swoje
ofiary niejaki Joker został skazany na dożywocie w zakładzie
psychiatrycznym. Nie bałam się tu przebywać sama to miejsce biło spokojem i
odgradzało od całego bałaganu który czekał po drugiej stronie rzeki. Zawsze
szkoda mi było Jokera zwłaszcza kiedy pokazali go w telewizji jako mordercę z
oszpeconą twarzą zbijającego "młodych ludzi mających przed sobą całe
wspaniałe życie" prawdę mówiąc zazdrościłam mu że stał się postrachem
całej okolicy, wolałabym żeby się mnie bali i szanowali niż żeby mną pomiatali.
Położyłam się w tej porośniętej porostem altance i zamknęłam oczy. Bardzo
bolał mnie brzuch a w głowie huczały mi słowa mojej matki.
***