poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Rozdział 1


hłód poranka zwiastował nadejście nowego dnia. A nowy dzień oznaczał nowe problemy.
Nie miałam ochoty opuszczać łóżka doskonale wiedziałam,  wiedziałam co zobaczę
po przekroczeniu progu mojego pokoju który był dla mnie jedynym spokojnym miejscem w domu.
Wstawałam bardzo wcześnie żeby uniknąć awantury. Narzuciłam na siebie bluzę żeby nie zmarznąć.
W całym mieszkaniu panował chłód ponieważ moja matka wolała wydawać pieniądze na swoich gachów
i wódkę niż na rachunki. Wyjęłam z szafki znoszone dżinsy, czarny podkoszulek, czarny zwiewny sweterek
i bieliznę po czym bezszelestnie podreptałam do łazienki. W przedpokoju panował półmrok, a brudne ściany
odpychały swoim wyglądem. W powietrzu unosił się zapach papierosów. Weszłam do łazienki zrzuciłam z siebie ubranie po czym weszłam pod prysznic. Byłam przyzwyczajona do lodowatej wody. Nauczyłam się nawet relaksować pod nią. Rano ten relaks był mi najbardziej potrzebny. Dokładnie wytarłam się i ubrałam bieliznę. Umyłam zęby. Moją twarz po wczorajszym wieczorze zdobiły kolejne siniaki. Nałożyłam trochę pudru na twarz aby je ukryć. Puder lekko poprawił sytuację ale nadal były one mocno widoczne. Nienawidziłam swojego odbicia za każdym razem gdy spoglądałam w lustro miałam ochotę je rozbić, dlatego też praktycznie unikałam tego. W głowie zabrzmiał mi szyderczy głos moich rówieśników. Nigdy mnie nie akceptowali a siniaki dawały im tylko kolejne powody do drwin. W łazience jak i w reszcie mieszkania panował syf. Ubrania mojej matki i sierść psa były dosłownie w całym mieszkaniu za wyjątkiem mojego pokoju. Ubrałam się. Wzięłam głęboki wdech i wydech, tak dawałam sobie znać że dzień zaczął się na dobre. Równie cicho co za pierwszym razem wyszłam z łazienki. Minęłam załom przedpokoju. Zajrzałam do dużego pokoju. Moja matka leżała pijana na tapczanie, na stole i podłodze leżały poste butelki po alkoholu a popielniczki były po brzegi wypełnione petami. Jeden nawet jeszcze dymił. Wyszłam stąpając na palcach. Gdyby się obudziła kazała by mi przynieść sobie kolejne butelki, po czym zaczęła by mnie obrażać że w mieszkaniu panuje wszechobecny bałagan który z resztą sama tworzy. Jest jak zaraza, gdy tylko się pojawi przynosi ze sobą syf i smród. Złożyłam rozkładany fotel który służył mi za łóżko. Mój pokój był jedynym czystym miejscem w całym domu. Kiedyś starałam się sprzątać całe mieszkanie ale przy podejściu mojej mamy była to syzyfowa praca więc zrezygnowałam. W pokoju założyłam moją wiatrówkę w kolorze moro i wyszłam do przedpokoju. Mój pies Gremlin już czekał pod drzwiami. Nawet on nauczył się zachowywać cicho. Nie zaczął szczekać jak to zwykły robić inne psy na widok pani. Podniósł tylko wzrok i zamerdał ogonem. Przytuliłam go założyłam moje trampki, po czym wzięłam psa na ręce. Zamknęłam drzwi na klucz i zeszłam po schodach na dół. Dopiero wtedy go puściłam. Gremlin był posłusznym psem i szybko się uczył. Nawet jeżeli podbiegał do kogoś przywitać się, to wracał od razu gdy tylko spostrzegł że się oddalam. Nie lubiłam zostawiać go z moją matką, była skrajnie nie odpowiedzialna, kiedyś na jednej ze swoich pijackich zabaw upiła go. Gdy wracaliśmy s powrotem do domu zobaczyłam panią Wiesie. Była dobrą znajomą mojej babci, mieszkała piętro niżej. Gdy byłam mała często zostawałam pod jej opieką. Wiedziała że moja matka pije tak jak z resztą całe osiedle ona też o tym wiedziała. Ale jako jedyna postrzegała mnie jako normalną. Inni sąsiedzi uważali że jestem taka sama jak moja matka. Nie chciałam żeby zobaczyła moje siniaki więc szybko założyłam kaptur żeby mnie nie poznała. Udało się. Kiedy tylko oddaliła się na bezpieczną odległość pobiegłam z psem na rękach na trzecie piętro na którym mieszkałam. Otworzyłam drzwi i położyłam psa na podłodze. od razu pobiegł do mojego pokoju. Wiedziałam co oznaczało to zachowanie. 

- Gdzie się znowu włóczyłaś ?! Suka nigdy cie nie ma kiedy jesteś potrzebna. - Głos mojej matki dobiegał z kuchni. Pewnie wstała i chciała znowu się napić ale nie znalazła butelek.
- Z psem musiałam wyjść. - Odwarknęłam jej i poszłam do kuchni nalać psu wodę. Woda stała w moim pokoju żeby pod moją nieobecność nie podpadł mojej matce.
- Gdzie się kurwa włóczysz kiedy do ciebie mówię ?! I jakim ty tonem do mnie gówniaro mówisz jesteś na moim utrzymaniu i masz mówić do mnie z szacunkiem. - Nie ma nic przyjemniejszego z rana niż urażona duma nałogowej alkoholiczki.
- Każdy na szacunek musi sobie zasłużyć a ty ?! Mieszkanie zapewnia nam gmina nie potrafisz zapłacić nawet za gaz, wodę i światło tylko to musisz opłacać bo obiady też mamy przydzielone ! - Nie wytrzymałam. Rozdrażniłam ją jeszcze bardziej niż była. Nie potrafiłam zapanować nad słowami, nie zauważyłam kiedy zaczęłam płakać ale teraz łzy ściekały mi stróżkami po twarzy. Słyszałam jak idzie chwiejnym krokiem do przed pokoju ale nic nie mogłam zrobić. Jedyne co pozostało mi zrobić to zacisnąć pięści i cieszyć że Gremlin jest zamknięty w moim pokoju i przynajmniej jemu się nie oberwie. Przez krótki moment czas zdawał się płynąć w zwolnionym tempie. Z tego stanu wyrwał mnie policzek słyszałam co do mnie krzyczała...
- Ty kurwo nie pasuje ci coś ?! To wypierdalaj ! Tylko gdzie ? Twój pierdolony ojciec zostawił mnie bo ty się suko urodziłaś powinnaś być wdzięczna że cię tu trzymam chyba że wolisz trafić do bidula tylko że nikt nie zechce dziecka z tak żadną mordą !!! - Kopnęła mnie. Osunęłam się na ziemię a ona kopnęła mnie jeszcze trzy razy. Wiedziałam że miała rację. Ojciec mnie nienawidzi, Gdyby nie ja to nie mieszkałaby w tej melinie tylko z ojcem w normalnym mieszkaniu nie piła by i mieli by dziecko które by kochali. Które byłoby piękne miało dużo przyjaciół i dobre oceny. Jej krzyk ból który czułam kiedy biła mnie po twarzy i kopała po brzuchu... wszystko to sprawiało że czas niebezpiecznie spowolnił. Nale przestała. Splunęła na mnie i poszła do pokoju. Przemogłam się w sobie żeby wstać. Najszybciej jak tylko umiałam wybiegłam z domu. Był piątek miałam iść do szkoły ale darowałam to sobie. Nie miałam już siły żeby jeszcze słuchać docinek moich "kolegów". Biegłam przed siebie w jedyne miejsce o którym wiem tylko ja. Wbiegłam do lasu przeszłam po złamanym drzewie które łączyło oba brzegi rzeczki była ona dosyć głęboka a jej brzegi strome dlatego nikt tam nie chodził nawet dzieciaki które chciały zrobić sobie wagary. Po drugiej stronie tej rzeki nie było już ścieżek. Mniej więcej 20 minut drogi od rzeki znajdowała się altanka. Podobno kiedyś zakopywał tu swoje ofiary niejaki Joker został skazany na dożywocie w zakładzie psychiatrycznym. Nie bałam się tu przebywać sama to miejsce biło spokojem i odgradzało od całego bałaganu który czekał po drugiej stronie rzeki. Zawsze szkoda mi było Jokera zwłaszcza kiedy pokazali go w telewizji jako mordercę z oszpeconą twarzą zbijającego "młodych ludzi mających przed sobą całe wspaniałe życie" prawdę mówiąc zazdrościłam mu że stał się postrachem całej okolicy, wolałabym żeby się mnie bali i szanowali niż żeby mną pomiatali. Położyłam się w tej porośniętej porostem altance i zamknęłam oczy. Bardzo bolał mnie brzuch a w głowie huczały mi słowa mojej matki.
                                                                             ***

2 komentarze:

  1. no no, mocne. Mam nadzieję, że to tylko fikcja :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobre. Naprawdę dobre. Podobnie jak Oko, mam szczerą nadzieję, że nie opisujesz własnych doświadczeń - ilość szczegółów wskazuje na... rozległą wiedzę, że się tak wyrażę. Z mojej strony szacunek.
    Interpunkcja nie żyje. Zabiłaś ją. Przecinki pojawiają się rzadko i w złych miejscach. Polecam stronę prosteprzecinki.pl

    http://dreams-in-red.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Prosta zasada:
Czytasz-> Komentujesz-> Żyjesz
Czytasz-> NIE Komentujesz-> Giniesz we śnie ^^